30 lipca 2014

(Re)match #1

Trzymany w tajemnicy, bo wymarzony, nie doczekał się niestety szczęśliwego zakończenia.
Ta rodzinka pojawiła się na moim roomie w piątek. 2 dzieci-fajnie, ktoś drugi przeważnie do pomocy-lepiej, downtown San Francisco-najlepiej! Do tego drugi dom w górach, a raz w roku wakacje w Toronto i na Hawajach, i oczywiście wszędzie z au pair. Marzenie!
Rozmawiałam z nimi w poniedziałek około godzinę. Wszystko super. Poprosili mnie o numer do mojej hostki, wysłałam im. Napisali że nie odbiera to wysłałam też numer hosta. Napisałam maila do hostki, że oni chcą się kontaktować, odpisała mi, że nie ma problemu. Sprawdzam teraz pocztę a tam email od rodzinki, że moi hości nie odbierali i nie oddzwonili, a oni sami zdążyli się już w tym czasie zmatchować z inną dziewczyną.
Bye bye California..


29 lipca 2014

Canada day no.1 - Toronto

Lot z Chicago do Toronto miałam o 6 rano. Był to lot międzynarodowy, więc musiałam być na lotnisku 3h wcześniej. Na lotnisko ode mnie jedzie się prawie godzinę, więc taksówkę miałam już o 2. Oczywiście nie poszłam spać. Drogę na lotnisko umilił mi Phill-kierowca, który potrafi opowiedzieć historię ze swojego życia chyba na każdy temat. Mimo, że był to środek nocy, razem z napiwkiem zapłaciłam $50, więc całkiem nieźle. Potem jeszcze długo czekałam na lotnisku, bo dopiero je otwierali. Odprawiłam się już w domu, więc na lotnisku wydrukowałam tylko boarding pass. Przeszłam przez bramki i czekałam. Na szczęście był to pierwszy lot tego dnia więc obyło się bez opóźnień i, ku mojemu zaskoczeniu, także bez kłopotów. Byłam trochę zaniepokojona, bo bilety kupowałam na stronie z tanimi lotami, i martwiłam się, że coś mogłam zrobić nie tak. Kupiłam je 4 lipca i zapłaciłam wtedy $255 w dwie strony. Sprawdzałam cenę na te same dni tydzień temu i było to już $850! Last minute zdecydowanie tutaj nie działa. 



Prawie cały lot do Toronto przespałam. Miałam tylko bagaż podręczny, więc nie musiałam czekać na walizkę. Na lotnisku czekałam jeszcze w takiej kolejce do okienek jak w Stanach, bo jakby nie patrzeć, przekroczyłam granicę. Jak przeszłam to czekała juz na mnie moja kuzynka, którą ostatnio widziałam 3,5 roku temu. Przyjechała po nas ciocia, z którą też się tyle nie widziałam. Pojechałyśmy do domu, zjadłam śniadanie, przebrałam się i pojechałyśmy z M. do Toronto. Jechałyśmy około godzinę busem. Są też pociągi, które jeżdżą dużo szybciej, ale są tylko na tygodniu rano i wieczorem.
W drodze do Toronto M. powiedziała mi wiele ciekawych rzeczy o Kanadzie, które na pewno tu kiedyś wypiszę. Dowiedziałam się między innymi, że Toronto to trochę takie kanadyjskie Chicago, i tak jest naprawdę! Moim zdaniem miasta są podobne. W dodatku my wysiadłyśmy na Union Station niedaleko NC tower, a w Chicago jest też Union Station obok Willis Tower. Toronto leży nad Ontario Lake, a Chicago leży nad Lake Michigan. Architektura też jest podobna.
Najpierw przeszłyśmy się po mieście. Obeszłyśmy prawie całe downtown, zobaczyłam jeden z najbardziej tradycyjnych sklepów-Hudson's Bay Company, poznałam ultrakanadyjską kawiarnię Tim Hortons.
Potem poszłyśmy na NC Tower, z której zobaczyć można całe Toronto. Następnie poszłyśmy do Aquarium, które jest obok wieży. Nie mam jeszcze z niego zdjęć, tylko kilka filmików, ale było tam fantastycznie! W pewnym momencie wchodzi się do długiego tunelu i wtedy 'wokół nas' pływają rekiny, żółwie, płaszczki i duużo dużo ryb.



kanadyjski wzór!










Następna notka o Niagara Falls <3
Take care!



27 lipca 2014

Jest dobrze, będzie lepiej!

W tym tygodniu miałam swoje pierwsze spotkanie au pair. Było to spotkanie w mieszkaniu mojej LCC. Wszystko miało się zacząć o 7pm, więc moja host mum zawiozła mnie tam na ok 6:45. Byłam pierwsza, a reszta dziewczyn spooro się spóźniła, więc miałyśmy czas porozmawiać. Do tej pory miałam o mojej LCC raczej kiepskie zdanie, bo mi tak jakby na wiadomości nie odpisywała, ale w sumie to spoko babka! Rozmawiałyśmy o całej tej sytuacji z rematchem, o tym jak to będzie wyglądać teraz. Zarówno Romy (LCC), jak i jej szefowa uważają, że to, że ja jestem w rematchu to jest jakiś żart, a powód jest głupi, tym bardziej, że hości nawet nie spróbowali wysłać mnie na naukę jazdy. No ale to już przerabiałam.. W każdym razie to ja jestem jednak w tej lepszej sytuacji, bo łatwiej jest au pairce znaleźć rodzinę, niż rodzinie au pair. Moja rodzinka musi znaleźć kogoś do września. Chcą świetnego kierowcę-ok, ale oni mają 3 synów, w tym półtorarocznego szkraba-nie każdy da radę z takimi dziećmi. To jest naprawdę 45h/ tydzień, dużo nerwów i wysiłku, ale może znajdzie się jakaś zdesperowana au pair, która będzie jednak wolała to niż powrót do domu, bo w sumie poza dziećmi wszystko w domu jest super.. No ok, kocham te diabełki :D I spędzam z nimi zdecydowanie więcej czasu niż 45h, z własnej nieprzymuszonej woli :) Wracając do tematu.. teraz oboje mamy tydzień wakacji, ale wczoraj oficjalnie rozpoczął się mój rematch, więc zacznę znów mieć matche i mam nadzieję, szybko znajdę swoją drugą perfect host family. W praktyce to wygląda tak, że póki co dla nich pracuję, a kiedy znajdę rodzinkę to od razu przenoszę się tam. Jednak jeśli nie znajdę, a oni znajdą już au pair to po prostu przenoszę się do pokoju gościnnego i mieszkam tam tyle, ile potrzebuję. Naprawdę, nie wiem ile mam czasu, ale wydaje mi się, że dwa tygodnie to nie są :)

Pozdrowienia z Kanady!

15 lipca 2014

Gdzie mój rematch?


Ok, oficjalnie jestem w rematchu, ale w praktyce sytuacja jest trochę dziwna i niekoniecznie wygodna. Jak już pisałam, z moją rodzinką  mieszkam przez najbliższe 2 tygodnie, potem oni wybywają do Karoliny Północnej, a ja do Toronto. Ja wracam 1 sierpnia, a ich jeszcze wtedy nie będzie więc będę miała czas żeby się na spokojnie spakować :P Generalnie cały czas dla nich pracuję i mam nadzieję, że pamiętają, że za ten tydzień wakacji też mi mają zapłacić, bo ustaliliśmy to już jakiś czas temu. Pracy mam teraz znaacznie mniej. Dzieci do szkoły wożą hości, bo ja przecież samochodu WCALE nie mogę używać. Dlatego mój dzień wygląda teraz tak, że rano budzę i ubieram dzieci, ścielę im łóżka, podaję śniadanie. Starszych chłopców do szkoły zawozi tata lub mama, i wracają dopiero po 12. Jak Tre miał jeszcze safety town to host po odebraniu ich o 12, wracał z nimi do domu dopiero ok 14:30 jak Tre kończył swoje zajęcia. Więc ja od ok 9 do 12 teraz mam tylko Keegana, a jak wcześniej się kładł spać, a hosta z chłopcami jeszcze nie było to zdarzało się, że miałam w ciągu dnia dwie godz wolnego. Czasami też jak oboje hości są w domu i hostka wcześniej wróci to bierze chłopców nawet godzinę wcześniej i tak zamiast 9h, pracuję 6h na dzień. Ale niewygodne jest to, że zawsze, któreś z hostów jest w domu.

W domu atmosfera jest w porządku. Wiadomo, jest mi trochę dziwnie, a im pewnie jeszcze bardziej, ale nie ma tak, że się nie odzywamy, czy coś. Czuję się tutaj mniej swobodnie, ale mimo wszystko nadal bardzo dobrze. Jem z nimi, czasami spędzam z nimi wieczory. Hości są naprawdę kochani, ale co z tego, skoro i tak długo tu mieszkać nie będę.
Dzisiaj przyszli babcia i dziadek, było bardzo fajnie i jak zawsze przynieśli duużo jedzenia! Kocham lunche z nimi <3 :D





Cholernie się tu nudzę. Nie miałam żadnego spotkania au pair z clustera, a z bliskiej okolicy znam tylko 2 au pair, przy czym obie, jak ja, nie mają auta. Widujemy się w weekendy, jeździmy razem do Chicago, ale co z tego jak na tygodniu od 17 się meega nudzę. Oglądam film za filmem, czasami wychodzę na spacer, biję rekordy w grach, już nawet planuję zacząć ćwiczyć :D Poratowałby mnie trochę netflix, ale jest tylko na dole, gdzie dzieci mają swoją bawialnię, więc odpada całkowicie..



Uzupełniając informacje..
Głównym powodem dlaczego jestem w rematchu jest moja jazda samochodem. Całą stłuczkę na parkingu opisałam w poprzednim poście, ale oczywiście to nie wszystko. Kiedy rozmawiałam tego dnia z hostką powiedziała mi, że nie podoba jej się kilka rzeczy, co do mojego prowadzenia auta. Nie pomyślałam nawet wtedy o tym, żeby zapytać co to, a teraz nawet nie chcę. Dodam tylko, że kiedy przez te półtora tygodnia prowadziłam samochód hostka zawsze siedziała obok mnie. Jeździłyśmy nawet po 7x dziennie (nie przesadzam, liczyłam), w sumie ponad godzinę. NIGDY NIC NIE POWIEDZIAŁA. Oj, nie.. W ciągu tamtego tygodnia dwa razu zapytała się, czy czuję się już pewniej. Jeśli to miało mi uzmysłowić, że coś robię źle, to sorry, ale nawet mój humanistyczny umysł nie szaleje tak z interpretowaniem tego, co ona do mnie mówi.
Na spotkaniu lcc zaproponowała jej, że może mnie wysłać na jazdę z instruktorem, albo egzamin, żeby ktoś stwierdził, czy się w ogóle nadaję do jazdy. Stanowczym tonem odpowiedziała, że nie czuje się komfortowo z tym, żebym ja woziła jej dzieci, i że oni potrzebują dobrego kierowcy. Wiem, że nie chce mnie wysłać na coś takiego, bo to jasne, że bym zdała bez większego problemu. Powiedziała też, że to się przecież mogło zdarzyć na autostradzie! Otóż nie, to się nie mogło zdarzyć na autostradzie, bo na autostradzie nie trzeba zmieniać biegów. Nie odezwałam się wtedy jednak, bo to ja jestem na przegranej pozycji. 
Zastanawiacie się, dlaczego sama nie pójdę na egzamin? Otóż dlatego, że nie jeździłam jeszcze wystarczająco dużo. Nie czuję się tutaj tak pewnie jak bym chciała, a ćwiczyć przecież nie mam jak. W dodatku tutaj na egzamin jedzie się swoim autem, więc musiałabym jeszcze prosić hostów o podwiezienie, a i za ich plecami nie da rady. No i boję się, że jakbym już to zdała to hostom brakłoby argumentów i wymyśliliby na mnie coś nowego.



To wszystko działo się w środę, a jeśli chodzi o mój rematch to nic kompletnie się nie dzieje. Na roomie ciągle mam swoją obecną rodzinkę, nie mam żadnych matchy, ani telefonów od kogoś z agencji. Wczoraj pytałam się lcc co z moim rematchem, to mi odpisała, że czeka na odpowiedź swojej szefowej. Dzisiaj też do niej napisałam. Minęły już 4h, a ona mi jeszcze nie odpowiedziała.
Na własną rękę też próbuję działać. Napisałam post na grupie dla au pair i host rodzin na facebooku, napisałam do jednej kobitki, która sama też szuka au pair (nie odpisała), kilka osób ode mnie z training school też ma zapytać swoje lcc (wielkie dzięki!).

Jako, że jestem optymistką, podchodzę do sprawy od tej lepszej strony. Po pierwsze, mam 3 tygodnie na znalezienie rodzinki, a nie 2, jak przeważnie mają dziewczyny. Podobno w wakacje jest więcej rematchy, więc i sporo rodzinek ;) No i jest szansa, ze w końcu będę mieszkać w mojej wymarzonej Californi, albo może gdzieś w centrum New York City :D 








13 lipca 2014

Madzilla!

Wczoraj po raz drugi byłam w Chicago. Pojechałam tam z Katrin-niemiecką au pair mieszkającą w Naperville. Miałyśmy pociąg o 10:25, więc w Chicago powinnyśmy być teoretycznie na około 12, ale w drodze okazało się, że jest zmiana i pociąg jest jednak pośpieszny, więc w Chicago byłyśmy na 11:30. Wyszłyśmy z Union Train Station i poszłyśmy na lewo w Adams Street. Kiedy byłyśmy na skrzyżowaniu z ulicą La Salle, usłyszałyśmy syreny policyjne i krzyk ludzi. Okazało się, że jest tam kręcony film! 
Nie jest to jakaś wielka produkcja. Organizatorem całego przedsięwzięcia jest fundacja 'Make a wish'. Marzeniem pięcioletniego Maddex'a było zagranie głównej roli w filmie o Godzilli. 


Statyści co jakiś czas wybiegali tak aż na ulicę, na której stałyśmy. Podeszłyśmy do chłopaka, który pilnował żeby przechodnie nie wchodzili na plan, i on nam powiedział o co z tym chodzi. Pogadaliśmy trochę, ale zaraz musiał wracać do pracy, a my tam stałyśmy i patrzyłyśmy. Za jakiś czas podszedł do nas i powiedział, że kiedy ci ludzie znowu wybiegną to możemy wmieszać się w tłum i spróbować wejść na plan. Spróbowałyśmy i.. udało się!



Co jakiś czas biegaliśmy z krzykiem, udawając, że uciekamy przed potworem. W międzyczasie dostaliśmy napoje i przekąski, a potem była nawet przerwa na lunch :D



Pytałyśmy się z K. dwóch dziewczyn, czy mają coś wspólnego z aktorstwem. Okazało się, że jedna studiuje aktorstwo, a druga jest początkującą aktorką, zresztą większość ludzi ma już jakieś doświadczenie. Ja, oprócz grania Hero, kiedy w liceum wystawialiśmy 'Much Ado About Nothing', i Czerwonego Kapturka w zerówce, doświadczenia nie mam praktycznie żadnego, a Katrin ma go jeszcze mniej.
Po jakimś czasie podszedł do nas jeden facet z ekipy. Trochę z nim rozmawiałyśmy. Zapytał się skąd jesteśmy i jak się tam dostałyśmy. Odpowiedziałam mu, że ja jestem z Polski, gdzie jestem popularną aktorką. Uwierzył. Potem z szerokim uśmiechem na ustach powiedziałam mu, że tak naprawdę to jestem au pair i trzy dni temu mnie wylali, bo wjechałam w inny samochód na parkingu. Nie uwierzył :D
Kiedy kończyła się już przerwa, ten sam facet podszedł do nas i powiedział, że za chwilę przyjdzie do nas reżyser i razem z dziesięcioma innymi osobami pójdziemy na przystanek autobusowy. Kiedy już tam staliśmy, okazało się, że będzie to osobna scena ze zbliżeniem na nas! Mieliśmy zachowywać się normalnie, potem wystraszyć się huku, a następnie wrócić do tego, co robiliśmy wcześniej. Zanim jednak zaczęliśmy kręcić, przyszła do nas fryzjerka, żeby poprawić nasze włosy! Kiedy robiła Katrin kucyka, powiedziała, że to zabawne, bo ostatni raz była w tym miejscu, kiedy pracowała na planie transformersów!


Potem nakręciliśmy jeszcze jedną scenę z młodą parą i ich świadkami, którzy akurat przechodzili niedaleko.



Ekipa potrzebowała 15 osób, które mogły zostać jeszcze 4 lub 5 godzin. My bawiłyśmy się naprawdę świetnie, ale niestety nie miałyśmy aż tyle czasu. Na koniec jeden z naszych 'znajomych' podszedł do nas, dał K. swój numer i powiedział, że robią wieczorem domówkę, na której będzie większość ekipy i możemy wpaść! Rzecz jasna nie poszłam, bo nie miałam auta, a nie uśmiechało mi się płacić $30 za noc w hostelu.
Mimo wszystko dzień ten spędziłam świetnie i była to przygoda, którą długo będę pamiętać.

Katrin została wtedy w Chicago. Ten facet napisał do niej wieczorem i zaprosił nas na kolację. K. poszła tam z dwiema koleżankami. Alquib (czy jakoś tak) zapłacił za ich kolację i alko, a potem jeszcze za taksówkę, którą jechali na 'artistic party', gdzie było pełno dziwnych ludzi i można było malować :D K. spotkała się też z nim dziś w barze, w którym oglądała mecz (gdzie ja nie miałam jak dotrzeć, bo nie miał mnie kto zawieźć na pociąg..). Okazało się, że jest to co-producer filmu, a wszyscy inni ludzie byli prawdziwymi aktorami i oni dostają za to pieniądze! No cóż, może przynajmniej będę sławna :D


Film będzie nosił tytuł 'Madzilla' i pod koniec sierpnia będzie go można zobaczyć w internecie.
Tu Facebook!



9 lipca 2014

Rematch.

Bez zbędnego wstępu i owijania w bawełnę napiszę wprost: idę w rematch. Ale dzień opiszę od początku..

Rano, jak codzień, zaczęłam o 8. Obudziłam chłopców, ubrałam, śniadanie i w drogę, bo na 9 do szkoły. Host mum cały czas jeździła ze mną, ale jak byliśmy w domu to pracowała. Keegan oczywiście był ze mną cały dzień. O 12 chłopcy skończyli zajęcia więc zawieźliśmy Tre na inne zajęcia do 'safety town', a my wróciliśmy do domu. Tre kończył zajęcia o 14. Poszłam po niego z Gavinem, wróciliśmy do auta, wsiadłam i ruszyłam. Ale się pomyliłam i zamiast do przodu ruszyłam do tyłu. A samochód był zaparkowany równolegle i walnełam w ten, który był za mną. Nie bardzo, bo 'nasz' jest tylko zarysowany z tyłu, a tamten też jest zarysowany i wygięła mu się tablica rejestracyjna. Ja się od razu rozpłakałam, host mum wysiadła i załatwiła wszystko z tamtym kierowcą. Tamten zrobił zdjęcia mojego prawka itd... Do domu wracała hostka. Jak wróciłyśmy to ona poszła na chwilę do siebie, wcześniej pytając czy jestem w stanie zajmować się dalej chłopcami. Gavin chciał bajkę no to im włączyłam, bo średnio byłam w stanie jeszcze myśleć o czymś innym. Zaznaczę, że tv włączam im bardzo rzadko, bo hości mi mówili, że ograniczają tv. Hostka wróciła, położyła małego, chłopców wysłała do bawialni a my siadłyśmy i gadałyśmy. I od razu powiedziała, że powinnam zmienić rodzinę. Powiedziała że jestem słodka, cudowna i w ogóle, ale chyba nie dam sobie u nich rady. Że nie za dobrze czuje się z tym, żebym jeździła z chłopcami, bo jestem nerwowa (??) Może ja nie zrozumiałam tego słowa, ale jeśli nie chodziło jej o to, że dziś byłam po tym taka roztrzęsiona to nie wiem o co. Powiedziała też, że nie podoba jej się to, że włączam dzieciom tv (??), bo oni powinni być bardziej aktywni. O 20:30 przyszła LCC, zadała parę pytań, hości opisali jej całą sytuację z samochodem, w domu. Powiedzieli też że są ze mnie bardzo zadowoleni, dzieci mnie kochają i w ogóle, ale oni potrzebują dobrego kierowcy. Będę pracować dla nich jeszcze 2 tygodnie (oczywiście bez żadnego prowadzenia auta), potem wszyscy mamy, ustalone wcześniej, tygodniowe wakacje i jeśli do 2 sierpnia nie znajdę nowej rodziny to wracam do domu.
Po jej wyjściu jeszcze trochę rozmawiałam z hostami. Powiedzieli mi, że to naprawdę nie chodzi o to jaką osobą jestem, ale o tę jazdę samochodem. Powiedzieli mi, że dalej jestem tu bardzo mile widziana i oczywiście mam się nie martwić o jedzenie, czy coś no ale... także tego, co mnie nie zabije to mnie wzmocni, nie?
Swoją drogą, los fajnie sobie ze mnie zadrwił - miałam stłuczkę na parkingu przy 'safety town'.



6 lipca 2014

Happy 4th of July!



4th of July- wielkie amerykańskie święto, dzień, w którym można spotkać jeszcze więcej amerykańskich akcentów niż kiedykolwiek indziej.
Ja swój dzień zaczęłam o 8:00, bo już o 9 w White Eagle w Naperville była organizowana mała parada rodzinna. Jechał wóz strażacki, za nim dzieci na rowerkach i hulajnogach przystrojonych na biało-czerwono-niebiesko, a za nimi rodzice.

Hości kupili na tę okazję 3 balony z helem. Uwiązałam to dzieciom do rąk, ale oczywiście pozdejmowały. Ostrzegałam: nie bawcie się w salonie. I co? Bawiły się. Rzecz jasna nie obyło się bez wypuszczenia jednego z balonów z ręki. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nasz salon nie był wysoki na jakieś 8 metrów. A co na to superaupair? Rozdarty Keegan trafił do kojca, wzięłam jedno z najwyższych krzeseł barowych i próbuję złapać koniec wstążki. Wykładzina w salonie jest bardzo miękka i krzesło się kołysało, ale jedyną rzeczą jaką mogłam wtedy zrobić ,żeby nie upaść na kominek, było nakazanie trzymania tego krzesła cztero i pięciolatkowi. Nie jestem niska (172cm), a nawet z tego krzesła, którego siedzenie jest prawie na wysokości moich bioder, nie mogłam dosięgnąć końca wstążki. Próbowałam odkurzaczem, ale się nie udało. To wzięłam szczypce do makaronu, wlazłam znów na to krzesło i po kilku próbach i przestawieniu krzesła w końcu się udało. 





Później hości urządzili barbeque party. Przyjechali dziadkowie, przyszli sąsiedzi (swoją drogą meega mili!). Było dużo jedzenia, w tym moja szarlotka, którą się wszyscy zachwycali, tym bardziej, że to przecież takie niezwykłe, że można zrobić ciasto ze składników, a nie z pudełka.
Moje imię wymawiane jest na kilka sposobów. Większość mówi do mnie 'Basja'/'Bazja', babcia mówi na mnie 'Barb', dziadek 'B.' i tylko jedna z sąsiadek mówi Basia, bo.. jest Polką!

Później pojechaliśmy na basen. Nie ten co ostatnio tylko taki 'more fancy'. Żeby się tam dostać trzeba być członkiem klubu golfowego. My weszliśmy po zajomości. Miałam day off, ale i tak nie znałam tam nikogo, a były tam głównie rodziny z małymi dziećmi, więc cały czas pilnowałam Keegana, żeby hości mogli spędzić ten czas ze znajomymi.


Po powrocie do domu siadłam przy laptopie i... kupiłam bilety do Kanady! 26 lipca lecę do Toronto i 1 sierpnia wracam do Chicago. Lecę sama i zatrzymam się u rodziny. Bilety w obie strony kupiłam za $255 i myślę, że to całkiem niezła cena :)

Wieczoram pojechałam razem z J. i jej dwiema koleżankami (też au pair z Niemiec) na Ribfest u nas w Naperville. Jest to taki ogrooomny festym ze wszystkimi mozliwymi karuzelami,sceną i stoiskami jak w wesołym miasteczku, do tego scena i tłumy ludzi! Normalnie wejście tam kosztuje $15 (tak, samo wejście! Nie wiem za co to...), ale z okazji 4 lipca, od 7:30pm wejście było darmowe, bo o 9:30 był pokaz fajerwerków. I naprawdę były to najpiękniejsze i najogromniejsze fajerwerki jakie kiedykolwiek widziałam. Cały pokaz trwał około pół godziny. 

Po powrocie do domu obejrzałyśmy 'Mean girls' i poszłyśmy spać :)



Dziewczyny opowiedziały mi historię o tym jak to chodziły kiedyś po Chicago, zastanawiając się co tu robić.. Nie mogły wejść do żadnego klubu, bo już wcześniej zabrali im fake ID :P Nagle w jednym z 'piwnicznych' okien zobaczyły grupkę chłopaków, grających w karty. Jedna z nich dla żartu zapukała, a tamci.. otworzyli im drzwi! Dziewczyny pograły z nimi w karty, siedzieli, rozmawiali, nagle jeden z nich zaproponował pójście na dach, gdzie ma mieszkanie! Wyszukały go później w googlach i okazało się, że ich kolega jest milionerem (!!!), a w dodatku jest na liście 20 najbardziej pożądanych kawalerów w Chicago! True story, widziałam zdjęcia!
Dziewczyny,gdziekolwiek byście nie były, miejcie oczy szeroko otwarte! :D

5 lipca 2014

U mnie w domu.

U mnie w domu jest coraz lepiej. Czuję się już praktycznie jak u siebie,a hości są dla mnie trochę jak rodzice. Moje małe pieronki też kocham, ale umieją mnie doprowadzić do szału. :D

W środę byłam z host mum w banku i jestem teraz szczęśliwą posiadaczką konta w banku Chase. Taka mała rada: do założenia konta potrzebny Wam będzie paszport i polski dowód osobisty, a także ten dokument DS2019, który wpinają do paszportu.

Gościłam też już w środę au pair z niemiec, z czego moi hości bardzo sie cieszyli, bo chcą żebym miała tu jak najwięcej znajomych. Generalnie mam curefew-muszę być w domu 8h przed rozpoczęciem pracy, ale jeśli następnego dnia nie pracuję to mogę wracać kiedy chcę, albo i nawet nie wracać, a dla nich to żaden problem :D Mogę zapraszać gości ile chcę i właściwie, jeśli nie pracuję, to kiedy chcę, ale na noc mogą zostawać tylko koleżanki, żadnych kolegów.

Do moich obowiązków należy: budzenie dzieci, ubieranie ich, robienie im śniadania, zabawa z nimi. Kiedy zacznie się summer camp, będę ich też wozić do szkoły i ze szkoły wielką mazdą cx-9.
Raz w tygodniu mam robić pranie dzieci (w tym pościel), ale oprócz sprzątania po ich zabawie, czy jedzeniu i ścielenia łóżek nie muszę robić nic, bo raz w miesiącu przychodzi pani, która sprząta cały dom.
Oczywiście mam też półtoraroczne dziecko, które jest chodzącym bałaganem, ale już uczy się sprzątać. Powoli uczymy sie wszystkiego i kiedy Keegan coś chce, mówi 'piiiiś' <3 (że niby 'please':) ).

Powoli ogarniam już śniadania. Już wiem, że ulubione płatki Tre to nie 'frozen flakes', ale 'frosted flakes', że 'water' nie mówi się 'łoter', ale 'łada' (??) -if you know what I mean.. I tylko czasem pojawia się pytanie 'Basja, dlaczego tak dużo jesz?'

Pierwsze dni pracy były wyczerpujące. Te dzieci potrafią dać w kość, naprawdę. na szczęście siniaki nie są aż tak widoczne, a ugryzienia Keegana śladów wcale nie zostawiają :P Jeśli ja jakimś cudem będę mieć trójkę dzieci (bo po tym roku to się będę zabezpieczać jak tylko mogę :D ) to też najmę sobie taką au pair, żeby się z nimi użerała całymi dniami!
Host dad uczy mnie, jak stanowcza powinnam być, a ja jestem dobrą uczennicą i nie zwlekam za bardzo z wysyłaniem dzieci na 'time out' :D swoją drogą to działa cuda- raz się dziecko wyśle do kąta, albo do pokoju, a potem już wystarczy tylko szantażować :D tak, wiem, jestem idealna nianią.. niektórzy stosują system nagród, typu: jak posprzątasz to dostaniesz cukierka. Ja stosuję szantaże, typu: jak nie posprzątasz to idziesz do pokoju. U mnie to naprawdę działa, polecam :D Mimo wszystko, po dziesięciu godzinach dziennie jestem padnięta i jedyne czego chcę to gorąca kąpiel i moje wygodne łóżko.



Ja osobiście sobie samej, jak i rodzince wielu atrakcji też dostarczam. Przykładowo, parę dni temu robiłam sobie pranie. Tutaj to jest po prostu bajka- pierzesz, przekładasz do suszarki, trochę czekasz i gotowe! No i tak włożyłam swoje rzeczy do suszarki, siadłam w kuchni z laptopem, i słyszę stukanie. Dość głośne stukanie. Prałam sobie kilka biustonoszy i ja rozumiem, że jak te małe metalowe części uderzają o bęben to może trochę stukać, ale że aż tak?? Zamknęłam drzwi do pralni i siedzę sobie dalej w kuchni, a to się dalej tłucze. Przyszła hostka, weszła tam, sprawdziła wszystko, wyszła. Za jakiś czas przyszedł host, też coś tam patrzył przy pralkach, wyszedł. Potem się mnie pytali jak nastawiałam itd, bo chyba zrobiłam coś źle..

Wczoraj robiłam pranie dzieciom. Układałam je cieplutkie w kosteczkę na suszarce, nie mieściły mi się za bardzo to przesunęłam ręczniki plażowe, które leżały obok i...przypadkowo zrzuciłam całą stertę koszulek za pralkę. To pomieszczenie jest naprawdę małe, więc nie ma jak tego wysunąć i jedynym sposobem na wyjęcie tego było połozenie się na pralce i wyciągniecie ubranek. Niestety pralka i suszarka są wysokie, a w dodatku 'przyciski' działają na dotyk, więc za każdym razem kiedy rzucałam się na suszarkę, ta grała melodyjkę, którą wszyscy w kuchni słyszeli.. Próbowałam to wyciągać wieszakiem, kijem od miotły. Odkurzacza nie używałam, bo to byłoby zbyt podejrzane.. Udało mi się wyciągnąć wszystkie..prawie.. :D Jednej bluzeczki nijak nie mogłam wyciągnąć, spróbuję innym razem :P

Historii tego typu mam oczywiście więcej. Ogółem to nie nudzi mi się i jest mi tu bardzo dobrze. Jak tylko znajdę czas to opiszę swój weekend, w tym 4th of July :)

Take care!