29 maja 2015

Matche na drugi rok + Perfect Match!

Za 24 dni kończę swój pierwszy rok jako au pair. Mimo, że życie au pair nie jest usłane różami, a czasami stąpa się po samych kolcach, to ja nie chcę jeszcze rezygnować z tego, co tu mam, dlatego, bez prawie żadnych wątpliwości, przedłużyłam program.
Długo myślałam, czy zostać ze swoją obecną host rodziną. Może i miałam z nimi na początku kilka przygód, ale uwielbiam bycie tutaj, tym bardziej, że naprawdę jestem częścią rodziny i czuję się jak w domu. Po jakimś czasie zdecydowałam jednak, że chcę zobaczyć coś więcej niż Michigan i postanowiłam zmienić rodzinę.
W sumie miałam 6 potencjalnych host rodzin.

Match #1


Arlington, Virginia

3 dzieci: (8 yrs and 8 months; 5 yrs and 8 months + 0 yrs and 7 months

Katolicy i regularnie chodzą do kościoła.. (to już wiem po czym mnie cc matchuje... :D )



'We are seeking an au pair from Poland.' ale nic nie było napisane, że któreś z hostów jest polakiem

Zeszli z mojego profilu w ciągu chyba 2 czy 3 godzin.

Match #2

Watertown, MA

2 dziewczynki: 1 (rok pierwszego czerwca) i 3lata i 8 mies w czerwcu.

Dostałam od nich słodkiego maila. Rozmawiałam z host mum na skypie. Spoko babka! Dzieci słodkie bardzo (szczególnie mały grubasek ^^). Mają psa i babcię. Babcia byłaby ze mną w domu caly czas (pies też). Z jednej strony fajnie, bo ona miałaby jedno dziecko, a ja drugie, ale co jeśli byśmy się nie dogadały?

Grafik: pon-pt 7-16 -dla mnie bomba!


Samochód do dyspozycji (dzielony trochę z babcią) + przystanek 3 minuty piechotką od domu. Jeśli dobrze pamiętam to do Bostonu jedzie się 20min.

Po pierwszej rozmowie byłam przekonana, że do nich pojadę, a potem byłam cały czas z hostką w kontakcie mailowym. No tylko ta babcia.. 

Match #3

downtown Seattle! 


Host dad
Company: Boeing
Industry: Aerospace and Defense

Host mumI
Industry: Internet Services - Amazon
Jedno dziecko- sześciomiesięczna Audrey 
Lokalizacja świetna! Hości też mega. Au pair jeździłaby z nimi na wszystkie wakacje, a także zabieraliby ją prawie co weekend na hiking.
Grafik: pon-pt 8-17.
Wszystko idealnie. Byłam gotowa pakować walizki i jechać. Było tylko jedno 'ale'..potrzebują kogoś na 6 miesięcy. Pomyślałam, że może to znak :P że może są tym moim perfect matchem i powinnam wrócić do Polski za pół roku. Wszystko poza długością kontraktu było naprawdę idealne.

Match #4


Winnetka, IL (25min pociągiem od Chicago )Dwóch chłopców-1 i 3 latka.

Host mum pracuje w domu...
Praca pon-czw 10h/dzień +1 wieczór na tygodniu i jeden w weekend.
Host mum była au pair w Belgii.
We describe our home as: Extremely neat
W liście napisali, że oczekują od au pair, że jeśli będzie miała chociaż 5min wolnego od dzieci, to żeby chodziła po domu i patrzyła co jeszcze może posprzątać. LOL

Match #5
Harrison, NY

Roczny chłopiec.
Grafik bardzo kiepski: pon-pt 11-19 i w soboty 10-15
Do tego curfew (godzina policyjna): na tygodniu o 22, w soboty o 24.

Rozmawiałam z nimi 2x na skypie i byli super, ale grafik i curfew do dupy, więc miałam bardzo mieszane uczucia.

Dzwonili do mojej LCC (lokalna koordynatorka programu) i dopiero od niej się później dowiedziałam, że mają au pair, o której mi nie wspomnieli.
Między naszą pierwszą a drugą rozmową dzwonili też do moich hostów. Jak z nimi rozmawiałam na skypie, host dad powiedział: Ty w ogóle dla nich pracujesz?? mówili o Tobie same najlepsze rzeczy!
Powiedziałam to później host babci, a ona na to: pewnie, że nie jesteś pracownikiem. Jesteś częścią rodziny i my cię chcemy adoptować! 

Rodzina #6


Nie nazywam tego matchem, bo informację o nich dostałam mailem od LCC z Waszyngtonu.

'I am an LCC in the Washington DC area, and one new host family (very nice family-:) that I work with is looking for an au pair for their infant twins - they are 2 months old right now.'


Czyli po polsku: ma dla mnie rodzinkę, która ma 2miesięczne bliźniaki i pyta czy chciałabym z nimi porozmawiać


Noo i tylko tyle o nich wiem, bo zapomniałam jej nawet odpisać :D



Zdecydowałam się jechać doo...

.

.

.

.

.

.

.

Rodzinki z Harrison,NY!


Miałam kilka zastrzeżeń, głównie związanych z curfew, ale rozmawiałam z nimi o tym i powiedzieli, że w sumie to oni po prostu chcieli wpisać coś w tę tabelkę, i że nie będą mieli problemu z przesunięciem tej godziny albo z całkowitym zniesieniem curfew, kiedy już lepiej się poznamy i mi zaufają.Nie podoba mi się też grafik, ale uznałam to za sprawę drugorzędną.

Wybrałam ich głównie dlatego, że mają jedno dziecko i mieszkają tylko 40min od Nowego Jorku!!
Nie podobało mi się też to, że gdy napisałam do nich, czy obecnie mają au pair, i jeśli tak to czy mogłabym dostać do niej jakiś kontakt, odpisali: tak, ale proponowalibyśmy Ci skontaktować się z naszą LCC albo program coordinator. Na początku myślałam, że może coś ukrywają, że wcale nie są tacy fajni, itd..:D ale potem doszłam do wniosku, że pewnie nie dogadują się z nią za bardzo i nie chcą, żeby jej opinia o nich wpłynęła na mój wybór, a przecież to, że ona się z nimi nie dogaduje to nie znaczy, że ja też nie będę.
Co do grafiku to host mum ma swoje własne przedsiębiorstwo, więc możemy go czasem zmieniać jakbym chciała.

Trochę o rodzince:
Host mum jest prawnikiem i ma swoje biuro gdzieś w pobliżu (w Harrison albo w White Plains, nie pamiętam dokładnie), a host dad pracuje w banku na Manhattanie.
B. jest słodki. Mam nadzieję, że będę z nim miała tak łatwo jak z moją B. :D
Nie mają żadnych zwierzat.

Hości wydają się być super. Rozmawialiśmy nie tylko o obowiązkach au pair, ale też np. o filmach i jedzeniu. Host zapytał się mnie w pewnym momencie, czy umiem gotować. Ja na to, że ciągle się uczę, a on: bo wiesz...ja bardzo lubię pierogi :D

Lecę do nich 4 dni przed moimi 20. urodzinami. Mam nadzieję, że oni będą pamiętać ;)

Mam zamiar powoli zacząć się już pakować, ale pewnie wyjdzie tak, że spakuję się na dwa dni przed przeprowadzką, co tym razem może być bardzo trudne, bo mam peeeełno rzeczy. Na pewno będę musiała dokupić jedną dużą walizkę i jeszcze wysłać część rzeczy.

Na dniach powinnam też skończyć vloga z wakacji na Bahamach i zacząć robić vloga z Miami beach. Jestem leniem, więc nic nie obiecuję :D


Take care!
J.

23 kwietnia 2015

Meksyk! zdjęcia+vlog


Miesiąc temu poleciałam z inną au pair do Meksyku. Byłyśmy tam 6 dni, ale większość czasu spędziłyśmy z rodziną P, więc zwiedziłam praktycznie tylko 3 miasta: Leon, Guanajuato i Chapala. Widoki były naprawdę przepiękne, a pogoda wymarzona! To był koniec marca, a my w środku nocy chodziłyśmy w shortach i sukienkach.

Dzięki temu, że spędziłyśmy wiele czasu z jej rodziną i znajomymi, poznałam trochę meksykańską kulturę i spróbowałam chyba wszystkich możliwych meksykańskich potraw :D

Meksykanie do wszystkiego dodają sok z limonki i/albo pikantny sos! Nawet do piwa wciskają sok i wsypują trochę soli, co dla mnie było akurat (delikatnie mówiąc) bardzo niesmaczne.

Meksykanie, jako katolicy, bardzo lubią Polaków i wiele osób mówiło mi, że kocha Jana Pawła II. Niektórzy mają jego zdjęcia w domach, a i znalazłam nawet jego pomnik przed jednym z kościołów :)





W każdej restauracji, w której byliśmy, przyszedł do nas ktoś z tacą słodyczy! Większość z nich zrobiona jest z bardzo słodkiego karmelu albo czegoś jak masa krówkowa, wszystkie mega smaczne ;)

Widok z restauracji nad jeziorem w Chapala

W sobotę poszłyśmy z P. na wesele jej koleżanki. To, co widzicie na zdjęciu powyżej do miejsce ceremonii.




Guanajuato

Legenda mówi, że w jednym z tych domów mieszkała bogata dziewczyna, a w drugim biedny chłopak. Zakochali się w sobie po uszy, ale ojciec dziewczyny zabronił im się spotykać, z uwagi na niski status społeczny chłopaka. Para spotykała się ukradkiem na balkonach. Pewnej nocy ojciec dziewczyny nakrył ich, całujących się i zabił swoją córkę.

Rynek główny w Leon

Kościół w Leon



Kręciłam też tam trochę filmików, więc TUTAJ możecie znaleźć mój vlog :)

Szukam już rodzinki na mój drugi rok!
Zdecydowałam się przedłużyć z inną rodziną, bo mimo, że lubię Ann Arbor, to w drugim roku chciałabym zwiedzić więcej i doświadczyć czegoś nowego.
Do tej pory miałam 3 matche, ale nie za bardzo jest o czym pisać, więc na sam koniec zbiorę wszystkie w jednym poście :)

Pisanie bloga idzie mi...słabo, więc zapraszam na mój profil na instagramie, gdzie dodaję więcej zdjęć zarówno z podróży jak i z życia codziennego.

Take care!

1 marca 2015

Wizyta u host rodziny sprzed rematchu


W kalendarzu już marzec, a ja nie opisałam nawet jeszcze wydarzeń z początku stycznia. Nie to żeby brakowało mi czasu (tego mam czasami aż za dużo), ale jeśli chodzi o pisanie to jestem leń ;)
Jak już wcześniej pisałam, na początku stycznia byłam w Chicago na weekendowym kursie w Nationnal Louis University. Cały piątkowy wieczór i sobotę spędziłam na zajęciach. W niedzielę również mieliśmy zajęcia, a po południu mieliśmy zorganizowaną wycieczkę objazdową po Chicago, z której urwałam się ciut wcześniej żeby zdążyć na pociąg do Naperville. Decyzja o pojechaniu tam była zupełnie spontaniczna. Stwierdziłam po prostu, że skoro już jestem tak blisko i mam trochę czasu (busa do Michigan miałam następnego dnia), to miło byłoby odwiedzić znajomych i moją poprzednią rodzinkę, Biegiem popędziłam na dobrze mi już znany peron. Cały czas towarzyszyło mi dziwne, ale bardzo przyjemne uczucie - mieszanka stresu z ekscytacją, doprawiona wspomnieniami. Z każdym krokiem przypominały mi się coraz to nowe wydarzenia z wakacji. To jak spóźniłam się na pociąg, kiedy pierwszy raz wracałam z Chicago, jak cała czerwona i spalona nakładałam dziesiątki warstw kremu po opalaniu, siedząc na ławce w Union Station, jak po raz ostatni żegnałam się tam ze szwedzką au pair-Lovisą,itd.. To jest niesamowite jak pozornie banalne wydarzenia z przeszłości mogą poprawić humor. Zaraz po wejściu do pociągu napisałam do mojej poprzedniej host mum-D. czy są w domu i do kolegi, czy może odebrać mnie z mojego poprzedniego domu za jakiś czas. Kolega zaraz odpisał, że oczywiście, że tak, itd, ale nie dostałam odpowiedzi od D.
Wysiadłam w downtown Naperville, wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki i...przywitałam się z kierowcą, który zawoził mnie kiedyś na lotnisko! Wciąż nie miałam pewności, czy moja rodzinka jest w domu, ale nie chciałam przepuścić szansy zobaczenia się z nimi, więc ruszyliśmy w stronę ich domu.
Prawie wszystkie światła były zgaszone, ale ja stałam i pukałam, aż w końcu drzwi otworzył mi zaskoczony host tata. Od razu mnie przytulił i poszliśmy do kuchni, gdzie host mum i chłopcy jedli kolację. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o tym, co u mnie, co u nich, itp. Przez pierwsze pół godziny trochę się denerwowałam, ale zaraz zrobiło się tak miło jak dawniej, więc nie było już mowy o żadnym zdenerwowaniu. Długo rozmawialiśmy, posiedziałam trochę z chłopcami, a później był czas położyć ich do łóżek, więc poszłam z moimi łobuziakami poczytać im na dobranoc. Kiedy weszliśmy po schodach na górę, G.(4,5) złapał mnie za rękę i powiedział 'Tam jest twój pokój. Franzi tam teraz jest, ale to jest Twój pokój, możesz tam iść.' Takie to było słodkie i wzruszające, że mi przez chwilę łzy stanęły w oczach.. Obaj z T.(6) nie mogli zrozumieć dlaczego nie zostaję, a K.(2) cały czas chciał żebym go trzymała na rękach. Poszliśmy do ich pokoju, przeczytałam im kilka książek i położyłam ich do łóżek. Najmłodszy K. przed pójściem do swojego pokoju mocno mnie przytulił i dał buziaka, a i od dwóch starszych na pożegnanie dostałam buziaki, powiedzieli mi, że mnie kochają, i że chcieliby żebym spędzała z nimi więcej czasu..
Potem zeszłam na dół, posiedziałam jeszcze trochę z D. i T., i zaraz przyjechali po mnie moi znajomi.

Bardzo się cieszę, że mam z nimi takie dobre relacje. Cały czas jesteśmy w kontakcie i kilka razy przypominali mi, że w ich domu zawsze jestem mile widziana.

A na zakończenie dodaję drobiazg, przez który poszłam w remach ;)


 xoxo,
Julia

23 stycznia 2015

Długa droga do Chicago


Stałam na mrozie ponad pół godziny, żeby dowiedzieć się, że mój bus do Chicago będzie opóźniony o godzinę. Była 9 rano, a zajęcia zaczynały się o 4 po południu, więc nawet mimo różnicy czasu bym na nie zdążyła. Poszłyśmy więc z D. (au pair z Danii) do pobliskiej biblioteki, żeby czekać w cieple.
Bus przyjechał za 1,5h... z oblodzoną przednią szybą. Kierowca powiedział, że coś jest uszkodzone i on nie może jechać dalej tym busem. Nie pozostało nam nic innego, niż czekać na bus zastępczy, który miał być wysłany z Detroit lub z Chicago, więc miał być za 1-6h! Po dłuższym czasie przyjechał bus - stary jak świat. Wyruszyliśmy więc z kilkugodzinnym opóźnieniem. Niedługo po opuszczeniu Ann Arbor zaczął padać śnieg i krótko po tym jechaliśmy już w strasznej śnieżycy. Widać było może 15-20m przed autobusem. Nasz rewelacyjny kierowca zabłądził, a na domiar złego wysiadło ogrzewanie. Ktoś sprawdził trasę na Google Maps i okazało się, że jedna z autostrad jest zamknięta, i musimy ją ominąć. Nie wjechaliśmy przez to do Kalamazoo, gdzie na busa czekali ludzie.
Do Chicago dojechaliśmy po 19. Od razu wzięłyśmy z D. taxi do uniwersytetu. Po drodze dowiedziałyśmy się, że autostrada I-94, którą mieliśmy jechać, była zamknięta z powodu ogromnego wypadku samochodowego.
Może to jednak szczęście, że nie wyjechaliśmy o czasie?
'Delikatnie' spóźnione poszłyśmy na zajęcia.

14 stycznia 2015

Długi weekend w Toronto

Jedną z zalet mieszkania w Ann Arbor jest fakt, że do granicy z Kanadą mam jakąś godzinkę. 

Pierwszego stycznia wsiadłyśmy z K. do samochodu i pojechałyśmy do mojej rodziny pod Toronto. Jechałyśmy trochę ponad 5h. Na granicy nie miałyśmy żadnych problemów.
Dojechałyśmy wieczorem, więc tego dnia nigdzie już nie poszłyśmy.
W piątek pojechałyśmy do Toronto. Najpierw poszłyśmy do CN Tower, a później do przepięknego Royal Ontario Museum. Chciałyśmy się przespacerować z wieży do muzeum, ale był taki mróz, że po kilkunastu minutach, zdecydowałyśmy się podjechać metrem. W muzeum byłyśmy do samego zamknięcia, a ja chętnie zostałabym tam dłużej niż te 2,5h.
W sobotę poszłyśmy na łyżwy, potem spędziłyśmy trochę czasu z moją rodziną, a wieczorem pojechałyśmy do Toronto spotkać się z innymi au pair z Ann Arbor, które pojechały tam na narty.
Do Brampton wróciłyśmy w niedzielę rano. Ogarnęłyśmy się, spakowałyśmy i udałyśmy w w drogę powrotną, która, z racji tego, że byłyśmy trochę wczorajsze, wydawała się jeszcze bardziej męcząca.
Po podliczeniu kosztów wyszło nam, że za paliwo zapłaciłyśmy nieco ponad $60, czyli wyszło po $30 na głowę! :) Jestem więc zdecydowanie do przodu, porównując to do $250, które zapłaciłam za samolot z Chicago.























7 stycznia 2015

Pogoda w Michigan, Christmas + New Year's Eve


Tyyle razy słyszałam, że jadę do zimnicy, że mnie w tym Ann Arbor tak zasypie, że z domu nie wyjdę, żebym lepiej wysokie buty kupiła, albo od razu cały kostium kosmonauty, żeby mi się nigdzie śnieg nie nasypał. Potem się jeszcze z tv dowiedziałam, że Washington, Wisconsin i moje Michigan to 3 stany, w których zawsze jest najwięcej śniegu.
No to przygotowałam wszystkie swetry, ciepłe bluzy, kupiłam wielką ciepłą kurtkę, ogromny szal, czapkę i dwie pary rękawiczek, bo co jak co, ale marznąć to ja bardzo nie lubię!


Śnieg spadł już w połowie listopada. W Thanksgiving mieliśmy nawet śnieżycę!

zdjęcie z 20 listopada

Pogoda zaskoczyła mnie jednak w święta (tak, zima kolejny raz zaskoczyła kierowców!), bo nie mieliśmy śniegu! Ba, nie było nawet dużego mrozu! Pod koniec grudnia było nawet kilka stopni na plusie i padał deszcz. Nie miałam więc białych świąt :<

Co do świąt.. Tutaj wygląda to zupeełnie inaczej niż w Polsce. Mimo tych wszystkich ozdób, światełek i świątecznej muzyki, które pojawiają się już w listopadzie (i wygląda to dokładnie tak, jak w filmach :p ), wcale nie czułam świątecznego nastroju. Wiecie, brakowało mi tych wszystkich kolejek w Tesco, 'nie jedz tego, bo to na święta', kłótni, o to, co kto robi, mycia okien dla Jezusa, barszczu z uszkami i całej reszty tej świątecznej krzątaniny. 
Spróbowałam tu upiec pierniki, ale chyba popełniłam błąd łącząc polski przepis z amerykańskimi składnikami, bo coś nie klikło i tylko wiewiórki chciały je jeść...


W wigilię pracowałam do około 14:30. Ogarnęłam się i pojechalismy do Northville na mszę, która była... w hali sportowej! Było tyle ludu, że do kościoła by się wszyscy raczej nie zmieścili, więc modliliśmy się na trybunach, a co!
Po mszy lało jak z cebra, więc pobiegliśmy szybko do samochodu i pojechaliśmy do domu znajomej bratowej mojego hosta na Christmas Party. Wyglądało to tak, że było sporo rozmów, jedzenia, prezentów i jedzenia. Na początku mega się nudziłam, bo były tam tylko rodziny z małymi dziećmi i ja, więc nie miałam nawet psa, żeby z kimś miło czas spędzić. Potem ktoś włączył 'Lego movie', więc nie było już tak źle :D
25 grudnia rano otworzyliśmy prezenty, a potem pojechaliśmy do domu mamy bratowej mojego hosta, gdzie znowu było pełno dzieci, jedzenia i prezentów. Tych ludzi znałam z Thanksgiving, więc było całkiem miło.
26 grudnia to tutaj normalny dzień, ale mój host ciągle miał wolne, więc rano pospałam, a wieczorem trochę rodziny przyjechało do nas i oczywiście znowu pojadłam.
Tutaj nie ma żadnych tradycyjnych świątecznych potraw (chyba, żeby liczyć ajerkoniak), a i specjalnych tradycji też nie mają.
Święta spędza się z rodziną i znajomymi, słucha się świątecznej muzyki i je się dwa razy więcej niż zwykle.

Tak, moje święta kręciły się wokół jedzenia, ale nie ma w tym chyba nic dziwnego, nie? ;)

Poczatkowo nie miałam planów na Sylwestra, więc zgodziłam się pojechać na narty z host rodzinką. Jedna z au pair, mieszkających blisko mnie miała w tym czasie wakacje, więc postanowiłyśmy po prostu iść do downtown Ann Arbor, a potem nocować u niej. Dwa dni przed Sylwestrem okazało się, że kilka innych au pair też nie ma planów, więc całą siódemką umówiliśmy się w downtown.
Było zimno jak pieron, więc najpierw poszliśmy zjeść kolację i zagrzać się w Mongolian Grill, a potem, zamiast szukać imprez w plenerze, poszliśmy do klubu Necto.
Do Necto wpuszczają od 18 roku życia, ale na wejściu namalowano mi oczywiście wielki czarny X na ręce, żebym przypadkiem nie ważyła się kupić alkoholu.
Były dzikie tłumy, a zamiast fajerwerków było konfetti i balony, ale i tak było całkiem fajnie.
Do domu doszłyśmy na około 3 nad ranem, a następnego dnia musiałam wstać o 10, żeby ogarnąć sie przed wyjazdem do Kanady, gdzie spędziłam pierwsze dni nowego roku :)